sobota, 16 kwietnia 2016

Podsumowanie marca


Tak, wiem, że jest już połowa kwietnia, a ja dopiero teraz biorę się za pokazanie Wam, co takiego przeczytałam w marcu, ale jakoś nie mogłam się do tego zmobilizować. Wynik z ubiegłego miesiąca nie był zadowalający, bo przeczytałam zaledwie 3 książki, ale ostatnio wkręciłam się w oglądanie seriali, przez co mam mniej czasu na czytanie. Obiecuję, że w najbliższym czasie nie rozpocznę żadnego nowego serialu i skupię się na książkach. Trzymajcie kciuki.

Nie potrafię sobie przypomnieć, z którą książką rozpoczęłam marzec. Najpierw może powiem Wam o tej gorszej książce, lekturze, którą był "Skąpiec" Moliera. Nie będę się wypowiadać na temat tego typu książek, bo według mnie każdy powinien sam się o nich przekonać, ale mogę tylko powiedzieć, że czytało mi się ją znacznie szybciej od innych dramatów. Drugą książką, którą przeczytałam w marcu było "Każdego Dnia" Davida Levithana, które było bardzo dobrą powieścią. Miło spędziłam przy niej czas i naprawdę przywiązałam się do głównego bohatera. Książka ta jest bardzo pouczająca, daje nam ważne lekcje. Ostatnią już pozycją, przez którą przebrnęłam w ubiegłym miesiącu, było "Milion Słońc" Beth Revis. Książka trochę słabsza od pierwszej części, czyli "W otchłani", ale nie oznacza to, że jest kiepska. Nie mogę się doczekać, aż skończę tę trylogię.

Jak możecie zauważyć, marzec był bardzo ubogi w książki. Domyślam się, że w kwietniu nie będzie lepiej, ale czas pokaże.


A Wy co przeczytaliście w marcu?

piątek, 8 kwietnia 2016

Marzec w zdjęciach


 

 Muszę przyznać, że marzec bardzo mi się dłużył. To dziwne, bo zazwyczaj w tego typu postach piszę, że nie wiem, kiedy ten czas zleciał. Ubiegły miesiąc był męczący, w pewnym stopniu przez naukę. Z niecierpliwością wyczekiwałam prawdziwej wiosny, bo mimo że kalendarzowa już trwała przez ponad tydzień, to i tak pogoda nie była zadowalająca (teraz już jest). Przygotowałam dla Was parę zdjęć z marca i mam nadzieję, że w kwietniu zrobię ich znacznie więcej (tak, wiem, zawsze to mówię). Zapraszam do oglądania! 









środa, 30 marca 2016

"Milion Słońc" Beth Revis




JEŚLI NIE CZYTALIŚCIE "W OTCHŁANI" BETH REVIS, RADZĘ POMINĄĆ PIERWSZY AKAPIT, PONIEWAŻ MOGĄ POJAWIĆ SIĘ W NIM NIECHCIANE SPOJLERY. 

Amy i Starszy nadal pozostają na "Błogosławionym". Misja trwa. Po pokonaniu Najstarszego, czyli dyktatora statku, panuje radość. W pasażerach nie ma już fidusa, substancji, która pozbawia ludzi emocji. Szczęście nie panuje jednak zbyt długo, gdyż okazuje się, że załoga statku skrywała tajemnicę, która może przesądzić o losach wyprawy. Na pokładzie rodzi się bunt, zwiększa się fala morderstw, a władza nie daje sobie z tym rady. Rozpoczyna się walka o przetrwanie. W tym czasie Amy zauważa pewne wskazówki, które pozostawił jeden z uczestników misji i rusza ich tropem. Starszy natomiast mierzy się z wyzwaniami, które stanęły przed nim jako przywódcą. Czy "Błogosławiony" ma szansę na wylądowanie? 

"Milion Słońc" Beth Revis to druga część "W otchłani" *recenzja*, z którym bardzo zwlekałam, ale bardzo mi się podobało. Liczyłam na to, że tym razem nie opuszczę tej książki na jakiś czas, bo znam historię i styl pisania autorki, więc to nie powinno być takie trudne. Mimo wszystko podczas czytania "Miliona Słońc" zatrzymałam się na jakiś czas i nie miałam siły dalej w to brnąć. Prawdopodobnie stało się tak, ponieważ akcja książki ma miejsce w przyszłości, a ja rzadko czytam książki tego typu. Nie poddałam się, bo wiedziałam, że nawet jeśli jest to typowy drugi tom, w którym nic się nie dzieje, to przecież w trzecim powinno być już tylko lepiej, a chciałabym zakończyć tę serię. 

Tak jak już wspomniałam, z początku miałam wrażenie, że jest to typowy drugi tom, czyli nudny. Nie ukrywam, że zdziwiłam się, kiedy od drugiej połowy zaczęło się coś dziać, ale nadal mam co do tego mieszane uczucia. Nie przepadam za książkami, w których nic się nie dzieje, a później nagle czytelnik jest rzucony na głęboką wodę, bo umiera najlepszy bohater, cały świat niszczy tsunami, a zostają ci najgorsi (to tylko przykład, nic takiego nie ma miejsca w "Milionie Słońc"). Momentami błagałam autorkę, żeby zastopowała, bo dzieje się zbyt wiele i chcę mieć chwilę spokoju od tych wszystkich nagłych zwrotów akcji. Tak więc, jeśli lubicie tego typu książki, zdecydowanie musicie po nią sięgnąć, ale nie zdziwcie się, jeśli po pewnym czasie zacznie Was to wszystko przytłaczać. 

Beth Revis pisze bardzo lekkim językiem, ale, nie wiedzieć czemu, czytanie "Miliona Słońc" szło mi bardzo wolno. Miałam wrażenie, że wcale nie przewijałam tych kartek, tylko cały czas byłam na tej samej stronie. Dlatego też tak dużo czasu zajęło mi skończenie tej książki. Jest także coś, co bardzo mi się spodobało, co jest prawdopodobnie nic nieznaczącym drobiazgiem, ale zauważyłam to już na samym początku. Beth Revis składa bardzo delikatne i spokojne zdania. Wiem, że to nic takiego, bo można to przecież zauważyć w wielu książkach, ale w tej bardzo mnie to ucieszyło. "Milion Słońc" to śmiertelna odyseja, jak głosi napis na okładce, więc prędzej można się spodziewać raczej cięższego języka, a jednak Beth zaskakuje nas i w przepiękny sposób opowiada nam o najlepszych i najgorszych dniach w życiu bohaterów. Najbardziej ze wszystkiego urzekły mnie opisy miłości- były spokojne i oddawały wiele uczuć. Zdecydowanie nie odnosiłam wrażenia, że czytam coś napisanego mechanicznie, jakby autorka nie znała nawet tych emocji. Beth Revis włożyła w tę książkę swoje serce i łatwo można to zauważyć. 

Bohaterowie są bardzo wyraziści i łatwo można ich sobie wyobrazić. W pierwszym tomie Amy była zagubiona i nie wiedziała, czego chce. W "Milionie Słońc" nareszcie zaczyna myśleć i nawet ją polubiłam. Czasem miałam wrażenie, że szybko zapomina o tym, że statek znajduje się w takiej, a nie innej sytuacji i zachowuje się wtedy bardzo egoistycznie. Mam jednak nadzieję, że w trzecim tomie zmieni się na lepsze. Starszy natomiast chyba nie dorósł do roli przywódcy. Amy kompletnie namieszała mu w głowie i były takie momenty, że na "Błogosławionym" było bardzo źle, a oni we dwoje zajmowali się swoimi miłościami. Nie mam nic przeciwko temu, bo wiernie im kibicuję, ale są rzeczy ważne i ważniejsze, a w tej chwili statek dla Starszego jest najważniejszy. Tak naprawdę chyba nie spotkałam żadnej postaci w tej książce, która szczególnie by mnie zachwyciła. Każda była wyjątkowa, ale popełniała ogromne i niewybaczalne błędy. 

Spójrzcie teraz na okładkę książki. Nie wiem, jak Wam, ale mi się kompletnie nie podoba. Nie mówię tutaj o całości, bo bardzo mi się podobają kolory i gwiazdy, ale nie chcę patrzeć na to, co znajduje się pośrodku. Amy wygląda, jakby miała anoreksję, a Starszy (zgaduję, że to on) nie jest tak przystojny, jak wynika z książki. Moim zdaniem znacznie lepiej wyglądałaby w tym miejscu planeta, która jest przecież celem w tej książce, a nie dwójka modeli, którzy wyglądają po prostu tandetnie i sztucznie.

W całej książce najbardziej podobał mi się motyw zagadek, które Amy musiała rozwiązać. Ciekawiło mnie, co się za tym kryje i o co dokładnie chodzi. Oprócz tego w "Milionie Słońc" pojawiają się mordercy, których do samego końca nie znaliśmy dokładnie. Żałuję, że nie zaznaczałam momentów, w których ktoś umiera lub znajduje zmarłego, ponieważ po zakończeniu książki, mogłabym pokazać Wam, ile się tego nazbierało. 

"Milion Słońc" to nie jest zła książka. Nie jest to też nic wybitnego. Uważam, że warto było ją przeczytać, bo wniosła ona bardzo dużo do tej historii. Jeśli podobało Wam się "W otchłani"- czytajcie. Jest trochę gorsza, ale da się znaleźć wiele zalet. Natomiast jeśli nie czytaliście jeszcze pierwszej części i zastanawiacie się nad sięgnięciem po nią- śmiało! Póki co nie mam za sobą trzeciego tomu, ale mam zamiar to nadrobić, bo to naprawdę niesamowita historia, bardzo wyjątkowa. Nie żałuję, że przeczytałam "Milion Słońc", bo dobrze się przy niej bawiłam.


Polski tytuł: Milion Słońc
Oryginalny tytuł: A million suns
Autor: Beth Revis
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie 
Ilość stron: 376
Gatunek: fantastyka/science fiction
Wydanie polskie: 2013
Moja ocena: 6/10

Za możliwość przeczytania "Miliona Słońc" dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat SA

środa, 16 marca 2016

UPDATE 100 książek, które chcę przeczytać #3

Już około 10 miesięcy temu opublikowałam listę 100 książek, które chcę przeczytać. Od tamtej pory co 3 miesiące pojawiał się post, w którym pokazywałam Wam, przez które powieści z tej listy już przebrnęłam. Dlatego też bez zbędnego przedłużania, zapraszam do czytania!

PRZECZYTAŁAM*:

  1. "W otchłani" Beth Revis
  2.  "Prawie jak gwiazda rocka" Matthew Quick
  3.  "Szukając Alaski" John Green 
  4.  "Złodziejka książek" Markus Zusak

TERAZ CZYTAM:
  1. "Milion Słońc" Beth Revis

15/100


Według mnie wynik nie jest zły, tym bardziej, że w ostatnich miesiącach bardzo mało czytałam. Jednakże patrząc na jakość tych książek, jestem dumna z siebie, że tyle przeczytałam. Każda z tych powieści była bardzo dobra, jak nie wspaniała.

________________________________________________________________

*Nie są to wszystkie książki, które od kwietnia dałam radę przeczytać. Umieściłam tutaj tylko tytuły, które znajdują się na liście, a przez które przebrnęłam. 

wtorek, 8 marca 2016

"Każdego Dnia" David Levithan



Wyobraźcie sobie, że każdego dnia budzicie się w innym ciele. Nie macie rodziny ani przyjaciół, którzy mogliby za Wami tęsknić. Nie macie prawdziwego domu, psa i miejsca, do którego moglibyście wracać. Wszystko, co posiadacie, znika po jednym dniu. W takiej właśnie sytuacji jest postawiony szesnastoletni A. Pogodził się już ze swoim losem tułacza i stara się nie mieszać w życiu osób, których ciało wypożycza. Dostosowuje się do ich zwyczajów, żeby nie mieli przez niego żadnych kłopotów. Jednakże pewnego dnia A budzi się w ciele Justina. Wtedy też poznaje jego dziewczynę, Rhiannon. Od tej chwili wszystko przestaje się dla niego liczyć, ponieważ nareszcie znalazł kogoś, z kim chce być. Bez względu na to, że każdego dnia jest kimś innym.

Kiedy sięgnęłam po "Każdego Dnia", myślałam, że będzie to przyjemna młodzieżówka, którą można przeczytać w jeden wieczór. Byłam pewna, że będzie to coś podobnego do powieści Johna Greena, ewentualnie słabsze. Jakże się myliłam. Szczerze mówiąc, z początku nie bardzo mi się podobała. Czytałam ją, bo jest przyjemna, a po dniu w szkole chciałam się odstresować. Jednakże niespodziewanie się w nią wciągnęłam i tak oto przeczytałam ją w dwa dni, zauroczona tą historią.

Akcja w książce dzieje się w czasach współczesnych, jednakże jej miejsce nie jest stałe. Bohater budzi się w ciele różnych osób, mimo wszystko zawsze w stanie Maryland w USA. Przez to, że codziennie znajduje się w innej rodzinie, mamy możliwość poznać różne środowiska życia. A raz jest w ciele dziewczyny, chłopaka, homoseksualisty, osoby chorej na cukrzycę, a także uzależnionej od narkotyków. Pojawia się w domach biednych, jak i bogatych, szczęśliwych i wypełnionych smutkiem. Chłopak musi sobie poradzić w trudnych sytuacjach i zawsze pociesza się myślą, że przecież jutro już tutaj nie będzie.

Główny bohater jest postawiony w naprawdę trudnej sytuacji. Jest to jedna z tych postaci, której się współczuje, i który staje się naszym przyjacielem. Polubiłam w nim to, że jest miły i wrażliwy, ale nie pokazuje tego po sobie, ponieważ stara się nie angażować się w życie swoich ciał. Natomiast Rhiannon, czyli dziewczyna jednego z chłopaków, którym A był przez jeden dzień, dusi w sobie swoje uczucia, nie dlatego, bo powinna, ale dlatego, bo nie widzi innego wyjścia, bo boi się samotności. Być może nie polubiłam jej jakoś specjalnie, ale naprawdę dobrze ją wspominam.

"Każdego Dnia" jest napisana lekkim i przyjemnym językiem, przez co dosłownie przewijamy stronę za stroną. Nie ma w niej zbyt wiele opisów, ale to dobrze, ponieważ ostatnimi czasy miałam ich serdecznie dosyć. Autor skupia się na wydarzeniach i opisach uczuć chłopaka, przez co łatwiej jest nam go zrozumieć. Dodatkowo książka jest dobrze wydana. Ma ładną okładkę, skrzydełka w środku i dużą czcionkę. Jedynym minusem tej powieści jest to, że przez dłuższy czas nic się nie dzieje. Są takie momenty, że ma miejsce coś naprawdę ciekawego, ale później wszystko wraca do normy. Zdecydowanie lepiej byłoby, gdybyśmy nie nudzili się przez jakiś czas.

Jeśli chodzi o zakończenie, nie jest ono dokładnie takie, jakie chciałam, żeby było. Liczyłam na to, że A zmieni jednak zdanie, że zdąży się coś jeszcze wydarzyć, ale jednak nie, mimo to rozumiem, dlaczego tak postąpił. Bardzo spodobał mi się również wątek miłosny zawarty na kartach tej powieści, mimo że był on z początku bardzo niepewny.

"Każdego Dnia" to książka bardzo pouczająca. Traktuje ona o tym, że warto mieć coś lub kogoś, do kogo można wracać po ciężkim dniu. Najważniejszą nauką, jaką wyciągnęłam z tej powieści, jest to, że warto zwracać uwagę na to, co jest w środku człowieka. To, co zewnątrz, to tylko opakowanie. Prawdziwi my, siedzimy wewnątrz i żeby to zauważyć, nie powinniśmy zwracać uwagi na wygląd.

Zdecydowanie polecam "Każdego Dnia". Uważam, że jest to naprawdę dobra i przyjemna książka. Moim zdaniem jest nawet lepsza od powieści Johna Greena, do których tak często jest porównywana. Nie ma niepotrzebnych i infantylnych dygresji. Jest ona zdecydowanie przeznaczona dla młodzieży, ale porusza naprawdę ważne tematy, więc warto ją przeczytać.

Polski tytuł: Każdego Dnia
Oryginalny tytuł: Every Day
Autor: David Levithan
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Ilość stron: 256
Gatunek: literatura młodzieżowa
Wydanie polskie: 2015
Moja ocena: 8/10


 Za możliwość przeczytania "Każdego Dnia" dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat S.A.

sobota, 5 marca 2016

Podsumowanie lutego | Luty w zdjęciach


Drugi miesiąc w roku już się skończył. Nie będę się powtarzać, że nie mam pojęcia, kiedy to wszystko minęło, bo pewnie doskonale to już znacie. Niestety, luty był dosyć ciężkim miesiącem, jeśli chodzi o czytanie (cóż za niespodzianka), ale i tak przeczytałam więcej niż w poprzednich miesiącach i mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej.

Luty powitałam z książką "Złodziejka Książek" Markusa Zusaka, którą, szczerze powiedziawszy, kończyłam. Była naprawdę niesamowita i nie mogłam się otrząsnąć po przeczytaniu jej. Właśnie dlatego nie pojawiła się jeszcze jej recenzja, ale mam zamiar napisać ją w najbliższym czasie, więc możecie wyczekiwać. Następnie przeczytałam "Szukając Alaski" Johna Greena *recenzja* . Książka ta była interesująca i przyjemna, ale bez żadnych nowości. Zdecydowanie bardziej lubię "Gwiazd Naszych Wina". Ostatnią już powieścią, którą skończyłam w lutym jest "Czarnoksiężnik z Archipelagu" Ursuli Le Guin. Bardzo się z nią męczyłam, ale ponieważ była to moja lektura, zmuszałam się do jej czytania. Kiedy nareszcie ją skończyłam, kompletnie mi się nie podobała, a kiedy wróciłam do szkoły po feriach, okazało się, że jednak jej nie omawiamy, więc tylko straciłam czas na tak fatalną książkę. Nie wiem, czy pojawi się to recenzja, jeśli tak, to nie w najbliższym czasie. 

Na blogu pojawiły się zaledwie trzy posty, za co bardzo Was przepraszam, ale nie miałam weny i pomysłów na nowe teksty. Mimo że miałam ferie, to i tak nic się nie pojawiło, ale w marcu, na pewno będzie lepiej, postaram się i musi się udać.







wtorek, 16 lutego 2016

"Szukając Alaski" John Green


Miles jest typem samotnika. Ma mało przyjaciół, a na jego pożegnalnym przyjęciu pojawiło się tylko dwoje ludzi, którzy i tak musieli szybko wracać. Dlatego też nie miał nic przeciwko przeprowadzce zmianie szkoły, wręcz przeciwnie- chciał je jak najszybciej opuścić. W nowej szkole poznaje Alaskę i Pułkownika i wraz z nimi wyrusza na poszukiwanie Wielkiego Być Może.

Myślę, że Johna Greena zna już każdy i jeśli nie czytaliście żadnej jego książki, powinniście to zrobić jak najszybciej. "Szukając Alaski" to moje drugie spotkanie z twórczością tego autora. Słyszałam naprawdę mnóstwo pochlebnych opinii na temat tej powieści, że jest genialna, pouczająca itd. Być może właśnie przez te recenzje postawiłam jej bardzo wysoką poprzeczkę, niestety chyba za wysoką. Nie mówię, że była zła, co to to nie. Przyjemnie  i szybko się ją czytało, była ciekawa, ale spodziewałam się czegoś, dzięki czemu będę mogła powiedzieć z zapartym tchem: "to było g-en-i-a-l-n-e". Niestety tego nie dostałam.

"Szukając Alaski" jest napisane bardzo lekkim językiem, który pamiętam z "Gwiazd Naszych Wina". Wszystko czytało się bardzo szybko i strony przewijały się jedna za drugą. Kiedy już skończyłam książkę, zastanawiałam się, jakim cudem tak szybko to przeczytałam. Prawdopodobnie cechą charakterystyczną dla twórczości Johna Greena są liczne dygresje. Faktycznie, w "Szukając Alaski" było ich sporo, momentami było to bardzo ciekawe urozmaicenie, ale przez większość czasu było tego po prostu za dużo. Wolałam się raczej skupić na historiach bohaterów, a nie na zbyt długich przemyśleniach.

Główny bohater, Miles, nie urzekł mnie jakoś szczególnie, ale rozumiałam jego zachowanie. Podobało mi się w nim to, że lubił zapamiętywać ostatnie słowa sławnych osób. Natomiast Pułkownik był znacznie ciekawszą postacią. Był... inny. Po prostu inny. Alaska to bardzo tajemnicza bohaterka, która, muszę przyznać, zaintrygowała mnie swoją osobą. Natomiast najbardziej ze wszystkich polubiłam chyba Larę, która, niestety, pojawiała się rzadko.

W "Szukając Alaski" pojawia się motyw miłosny. Na kartach tej powieści spotkamy się zarówno ze szczęśliwą, jak i nieszczęśliwą miłością. Zdecydowanie najbardziej w całej książce spodobała mi się "zagadka" (?), którą bohaterowie muszą rozwiązać. Do samego końca nie spodziewałam się, że tak to wszystko się rozwiąże. Dodatkowo książka jest pouczająca i słania do myślenia. Dla tego myślę, że każdy powinien ją przeczytać, mimo że nie jest to genialna powieść. Warto po nią sięgnąć, ze względu na to, że zawiera ważne lekcje, które powinniśmy zapamiętać. Polecam!


Polski tytuł: Szukając Alaski
Oryginalny tytuł: Looking for Alaska
Autor: John Green
Wydawnictwo: Bukowy Las
Ilość stron: 320
Gatunek: literatura młodzieżowa
Wydanie polskie: 2013
Moja ocena: 8/10

sobota, 6 lutego 2016

Podsumowanie stycznia | Styczeń w zdjęciach


Styczeń już dawno się skończył, a ja nadal go nie podsumowałam. W sumie nic dziwnego, wynik nie jest zadowalający, bo przeczytałam tylko 1 książkę. Jednakże nie liczy się ilość, a jakość, bo ta książka była naprawdę bardzo dobra! W lutym musi mi iść lepiej, tym bardziej, że mam ferie, co oznacza więcej czasu na czytanie. 

Książką, którą przeczytałam w styczniu jest "Oddam Ci Słońce" Jandy Nelson (recenzja). Jestem także w połowie "Złodziejki Książek" Markusa Zusaka. Powieść ta bardzo mi się podoba, ale ciężko się ją czyta nocami, przez co jeszcze jej nie skończyłam. 

A Wam jak poszedł styczeń?






poniedziałek, 1 lutego 2016

"Oddam Ci słońce" Jandy Nelson



Jude i jej brat bliźniak Noah, kompletnie się od siebie różnią. Ona wierzy w przesądy, należy do tych 'popularniejszych' w szkole. On ma duszę artysty, siostra to jego jedyna przyjaciółka. Pewnego dnia ma miejsce zdarzenie, które zupełnie odmieniło ich życie. Dawniej Noah i Jude byli nierozłączni. Teraz jest kompletnie inaczej.

Nie mam pojęcia, jak w skrócie opisać fabułę, żeby nie zawrzeć w tym spoilerów. Najlepiej będzie, jeśli sięgnięcie po tę książkę bez czytania wszelkiego rodzaju opisów w internecie, tak jak ja to zrobiłam i nie żałuję, ponieważ zaskakiwałam się tym, co przygotowała dla nas autorka. Jeśli chodzi o moje początkowe podejście do "Oddam ci słońce", to przyznam Wam się, że wyznaczyłam wysoką poprzeczkę dla tej powieści. Niestety, chyba za wysoką. Kiedy słyszałam te wszystkie pochlebne opinie na jej temat, nie czytając nawet opisu, wiedziałam, że na sto procent mi się spodoba, że będę nią zachwycona, że wyciśnie ze mnie łzy. Nie było aż tak genialnie, raczej mogę powiedzieć, że "Oddam Ci słońce" to bardzo dobra i przyjemna książka, zmuszająca do przemyślenia paru ważnych spraw. Jandy Nelson daje nam w niej bardzo ważne nauki, które warto zapamiętać. 

Sam fakt, że jest ona pisana bardzo przyjemnym językiem, jak to przystało na popularne powieści młodzieżowe, sprawia, że polubiłam ją od samego początku. Najpierw zauroczył mnie styl pisania autorki. Później dopiero bohaterowie (Noah, Noah, Noah) i wydarzenia. A już na samym końcu pokochałam motyw artystyczny w książce. Zrozumiałam, że bez niego by się nie obeszło, to właśnie sprawia, że "Oddam Ci słońce" jest tak dobre. Zacznijmy od tego, że książka nie jest podzielona na ponumerowane rozdziały, tylko na części o Noahu i Jude, które się ze sobą przeplatają. Jednakże nie mają one miejsca w tym samym czasie. Jest tak, że historia Noah dzieje się parę lat wcześniej niż ta o Jude. Oby dwie te części są bardzo różne. W jednej z nich, tej bardziej artystycznej, co pewien czas pojawiają się nazwy obrazów, które chłopak rysował w głowie. Bywały momenty, że zaczęłam wyobrażać sobie te obrazy, puszczałam wodze fantazji. Dodatkowo opisy... w "Oddam Ci słońce" są przepiękne opisy, jedne z najpiękniejszych, jakie kiedykolwiek czytałam. Są barwne i pisane w niezwykły sposób. W żadnym stopniu nie przypominają tych, które możemy znaleźć w szkolnych lekturach. Nie chcemy ich pominąć, bo zaraz przyśniemy, wręcz przeciwnie, chcemy więcej, chcemy widzieć wszystko w taki sposób, w jaki widzą to Noah i Jude. Jedyne, do czego mogę się doczepić to część o dziewczynce, ponieważ była zwyczajna. Nie było w niej żadnych urozmaiceń oprócz tych pięknych opisów, o których już pisałam. Muszę również pochwalić wątki miłosne, które pojawiły się na kartach tej powieści. Są rozbudowane i ciekawe. W historii o Jude praktycznie tylko na to z niecierpliwością czekałam. 

Zdecydowanie moim bohaterem był Guillermo Garcia, rzeźbiarz z wieloma tajemnicami, które bohaterowie, a w szczególności Jude, powoli odkrywali. Do samego końca nie spodziewałam się, że to wszystko tak się zakończy, że to właśnie o to chodziło. W głowie miałam raczej zupełnie inny koniec, ale przyznam szczerze, że ten, który napisała Jandy Nelson, jest znacznie lepszy. Jeśli chodzi o głównych bohaterów, to bardziej polubiłam Noah, niż Jude, a to wszystko ze względu na to, jak na początku dziewczyna została przedstawiona. Poza tym współczułam jej bratu i był dla mnie jak przyjaciel. 

"Oddam Ci słońce" to niezwykle wartościowa książka, traktująca przede wszystkim o rodzinie, o tym, jak ważną rolę odgrywa ona w naszym życiu. Dlaczego więc nie uważam, że jest tak wspaniała, jak wszyscy o niej mówią? Sama nie potrafię tego zrozumieć. Być może dlatego, że czegoś mi brakowało. Czuję niedosyt po przeczytaniu tej powieści. Mimo to każdy powinien ją przeczytać, bo naprawdę warto.


Polski tytuł: Oddam Ci słonce 
Oryginalny tytuł: I'll Give You The Sun
Autor: Jandy Nelson 
Wydawnictwo: Otwarte/Moondrive 
Ilość stron: 374
Gatunek: literatura młodzieżowa
Wydanie polskie: 2015
Moja ocena: 9/10

sobota, 16 stycznia 2016

16 książek, które MUSZĘ przeczytać w 2016

Rok 2016 już dawno się zaczął, a ja dalej nie zrobiłam takiej listy, o której myślałam już od dawna. Lepiej późno, niż wcale, dlatego też dzisiaj chciałabym pokazać Wam 16 książek, które chciałabym przeczytać w tym roku. Są tutaj powieści, które mają bardzo dobre opinie wśród książkoholików i cały czas zastanawiam się, jakim cudem jeszcze tego nie przeczytałam. Prawdopodobnie po część z nich i tak nie sięgnę w tym roku, ale na to mam jeszcze czas w następnym i w kolejnym itd. (i tak większość przeczytam pewnie w drugim życiu).



ZŁODZIEJKA KSIĄŻEK Markus Zusak
Podobno każdy powinien przeczytać tę książkę. Nie mam pojęcia, dlaczego jeszcze tego nie zrobiłam, ale już nie mogę doczekać się, aż dokładnie się w nią zagłębię (ponieważ dostałam ją na Święta w 2015).

ŚWIATŁA WRZEŚNIA Carlos Ruiz Zafón
Tę książkę również dostałam na Święta. Jest to ostatnia książka z naprawdę dobrej trylogii, której każda powieść jest zupełnie inna (inna fabuła, miejsce akcji, czas akcji, bohaterowie, to wszystko nie łączy się ze sobą w całość). Trochę boję się za nią zabrać, ponieważ dokładnie pamiętam, jak ciężko było mi się przebić przez początek poprzednich książek, ale wiem, że się nie zawiodę.

NASTĘPCZYNI Kiera Cass
To była najbardziej wyczekiwana przeze mnie premiera 2015, a dalej jej nie przeczytałam. Czas więc się za nią zabrać. Słyszałam sprzeczne opinie na temat tej powieści, ale wolę sama się przekonać, jaka naprawdę jest. (W tej chwili chciałabym podziękować mojej znajomej, która bez wyrzutów sumienia powiedziała mi, jak to wszystko się zakończy)

ODDAM CI SŁOŃCE Jandy Nelson
Co do tej książki nie mam wątpliwości, że muszę ją przeczytać. Ma mnóstwo dobrych opinii, podobno jest poruszająca i chcę się o tym przekonać na własnej skórze.

FANGIRL Rainbow Rowell
Jako iż jest to książka o mnie, czyli o fangirl, koniecznie muszę po nią sięgnąć. Mam nadzieję, że jest lepsza niż "Eleonora i Park", które z początku bardzo mi się podobało, lecz z biegiem czasu zdawałam sobie sprawę, jak bardzo średnia ona jest. Według niektórych, "Fangirl" jest na tym samym poziomie, według innych znacznie lepsze. No cóż, przekonam się sama. 

Z INNEJ BAJKI Jodi Picoult, Samantha Van Leer
O tej książce dowiedziałam się dopiero od Mai K. Po obejrzeniu jej filmiku od razu chciałam ją przeczytać. Mam nadzieję, że stanie się to w niedługim czasie. 

OSTATNIA SPOWIEDŹ TOM 1 Nina Reichter
O tej książce było swego czasu bardzo głośno. Jestem jej bardzo ciekawa, tym bardziej że była ona pisana w formie fanfiction. Jestem bardzo ciekawa wątku miłosnego zawartego w tej powieści. 

CZIK Wolfgang Herrndorf
Ta książka pojawiła się tutaj nie dlatego, bo ma dobre opinie, albo jest popularna. Mam ją na półce od lipca i cały czas ją czytam. Nie mogę przez nią przebrnąć, ale w tym roku muszę ją skończyć.

MAYBE SOMEDAY Coleen Hoover
To podobno wspaniała historia miłosna, której jest bardzo ciekawa, ponieważ ostatnimi czasy mam dużą ochotę na miłosne historie. Podoba mi się motyw muzyczny w tej książce i jestem nim bardzo zaintrygowana.

W PIERŚCIENIU OGNIA Suzan Collins
Prawdopodobnie jestem jedyną osobą na tym świecie, która jeszcze tego nie przeczytała. Mam zamiar zrobić to podczas jakiegoś maratonu czytelniczego, ponieważ tak właśnie przebrnęłam przez "Igrzyska Śmierci". Muszę przyznać, że średnio podobała mi się ta książka, nie było w niej nic nadzwyczajnego i mam nadzieję, że druga część będzie znacznie lepsza.

GRAFICZNA PODRÓŻ Ed Sheeran, Phillip Butah
Rok 2015 zdecydowanie należał do Eda Sheerana, nie chodzi mi tylko o to, że bardzo dużo go słuchałam, ale to, jak duży sukces odniósł, jest niesamowite. Jego piosenki są inspirujące i motywujące, więc mam nadzieję, że jego książka również taka będzie. 

CUD CHŁOPAK R.J. Palacio
O tej książce również dowiedziałam się od Mai K. Tak bardzo chcę to przeczytać, że nie wiem, co dalej mam tutaj powiedzieć.

ANNA I POCAŁUNEK W PARYŻU Stephanie Perkins
Na zagranicznym booktubie było bardzo głośno o tej książce i chciałam ją przeczytać, ale myślałam, że nie została ona jeszcze wydana. Kiedy okazało się, że jednak jest już w Polsce, zdziwiłam się. Okładka okropna, ale wiem, że wnętrze książki będzie dużo lepsze od jej wyglądu. 

ODDYCHAJĄC Z TRUDEM Rebecca Donovan
"Powód by oddychać" to była jedna z najlepszych książek, jaką przeczytałam w 2015 roku. Jak to możliwe, że jeszcze nie sięgnęłam po kolejne tomy?! Muszę, po prostu MUSZĘ to przeczytać, nie ma szans, żeby to się nie stało w tym roku.

KOCHANI, DLACZEGO SIĘ PODDALIŚCIE? Ava Dellaira
O tej książce w sumie nie wiem, co powiedzieć. Po prostu jestem jej ciekawa i nic więcej. Podobno jest słaba, ale chciałabym się sama o tym przekonać.

TEGO LATA STAŁAM SIĘ PIĘKNA Jenny Han
"Do wszystkich chłopców, których kochałam" było genialne, więc w tym roku chciałabym zagłębiać się w twórczość tej autorki. Podobno jest to bardzo przyjemna młodzieżówka, więc mam nadzieję, że się nie zawiodę. 






Wiem, że ciężko będzie mi przeczytać wszystkie te książki w 2016 roku, bo zawsze pojawią się jakieś nowości, które będę chciała bardzo szybko pochłonąć. Trzymam kciuki za samą siebie. 

Jakie książki wy koniecznie musicie przeczytać w tym roku?


niedziela, 10 stycznia 2016

Podsumowanie grudnia | Grudzień w zdjęciach


Grudzień to miesiąc podsumowań. To czas, kiedy zdajemy sobie sprawę z tego, co zrobiliśmy, a czego nie zrobiliśmy. Zaczynamy zastanawiać się, czy ten rok był dobry, czy też raczej nie. Stawiamy sobie postanowienia na nowy rok, w większości te same, co poprzednio, bo nie udało nam się ich zrealizować. Dla mnie to nie znaczy naprawdę nic, oprócz tego, że miałam mały problem z zapisywaniem daty w zeszytach, ale już jest dobrze, naprawdę. 


Oczywiście nowy rok oznacza dla nas nowe listy przeczytanych książek, ale żeby je zacząć, czas podsumować ostatni miesiąc, czyli grudzień. Nie zaliczam go do najgorszych, bo w porównaniu z listopadem nic nie może być gorsze. Przeczytałam 1 całą książkę ("W otchłani" Beth Revis) oraz połowę naprawdę dobrej powieści ("Oddam Ci słońce" Jandy Nelson). Nie starałam się w tym miesiącu ukończyć książkowe wyzwania, bo wiedziałam, że nie dam rady. Wiem, że w przyszłym roku będzie lepiej, bo przecież musi. 



Grudzień to również nie był dobry rok dla bloga. Posty pojawiały się bardzo nieregularnie. Wtedy, kiedy miałam o czym pisać, pisałam, ale zazwyczaj te posty zostawały w wersjach roboczych i nie byłam pewna, czy chcę je opublikować. Najgorsze jest to, że styczeń już dawno się zaczął, a ten post jest dopiero pierwszym w tym roku. Liczba wyświetleń bardzo spadła. Starałam się to naprawić, ale to wcale nie jest takie łatwe. W 2016 mam zamiar bardziej się tego przyłożyć. 





A Wam jak poszedł grudzień?