wtorek, 22 września 2015

Alexandra Monir "Poza Czasem" i "Władcy Czasu" | PODSUMOWANIE

♬♬♬♬♬♬

"Poza Czasem" opowiada historię Michele Windsor: dziewczyna nigdy nie poznała ojca, jej matka umiera i jest zmuszona pojechać do dziadków, których widzi pierwszy raz w życiu. Ma wrażenie, że jej życie kończy się, lecz w ich starym, rodzinnym domu pełnym sekretów znajduje dziennik jednej z jej krewnych. Przenosi on ją do 1910 roku, kiedy to został napisany. Tam na balu poznaje nieziemsko przystojnego mężczyznę o nieskazitelnie niebieskich oczach, w którym poznaje postać, odwiedzającą ją w snach. Michele zaczyna prowadzić podwójne życie, balansując pomiędzy teraźniejszością a przeszłością. Jednak dziewczyna odkrywa pewną tajemnicę, przez którą musi zakończyć poszukiwania, które świadczą o jej losie. 
"Władcy Czasu" to nic innego jak kontynuacja "Poza Czasem" opowiadająca dalsze losy bohaterów. 

O książkach autorstwa Alexandry Monir nie słyszałam zbyt wiele. Pierwszy raz zobaczyłam je w bibliotece i powiedziałam sobie, że następnym razem po nie przyjdę, ale jeszcze nie dziś, później. Z takim właśnie zamiarem poszłam kolejny raz do biblioteki i znalazłam je, obydwie, jakby na mnie czekały. Zaczęłam czytać je od razu. "Poza Czasem" przeczytałam w niecały dzień. Był dla mnie relaksem i odmóżdżającą lekturą. Jednakże za "Władców Czasu" nie zabrałam się od razu. Owszem, są to lekkie książki, ale mimo wszystko trochę męczące. Po przeczytaniu pierwszej części czułam, że muszę przeczytać coś normalnego, mądrzejszego. Dlatego też zabranie się za "Władców Czasu" zajęło mi tak dużo czasu. Po przeczytaniu połowy stwierdziłam, że i tak jest zbyt lekka dla mnie, więc odłożyłam ją na półkę. W końcu, kiedy uporałam się z obydwoma tomami w całości, mogę stwierdzić, który lubię bardziej, a który mniej. 

Zacznijmy od stylu pisania. Przy "Poza Czasem" ta lekkość nie sprawiała mi aż tak wielkiego problemu, jak w "Władcach Czasu". Zdecydowanie za dużo tego. Bohaterowie nie przechodzą żadnych zmian, chociaż jak się teraz głębiej nad tym zastanawiam, Michele przeszła delikatną metamorfozę, ale raczej w tym negatywnym sensie. Stała się denerwująca i zbyt często zmieniała zdanie. Miałam ochotę wyciągnąć ją z książki, złapać ją za ramiona i wykrzyczeć jej prosto w twarz: "Kobieto, ogarnij się! Nie widzisz, co tu się dzieje?!" bo najwyraźniej tego nie widziała. Zbyt szybko otrząsnęła się po śmierci swojej matki, bo była wręcz zapatrzona w Philipie. Żałosne. W pierwszej, jak i w drugiej części akcja rozwija się powoli, nie ma żadnych zwrotów akcji. Mimo to było coś takiego w fabule, co zachęcało mnie do dalszego czytania. Jednakże co to było, nie potrafię tego określić.

"Poza Czasem" podobało mi się bardziej niż "Władcy Czasu" głównie ze względu na główną bohaterkę. Mimo wszystko polecam wam do sięgnięcia po tę krótką "serię". Łącznie liczy ona sobie około 600 stron, więc nie zaliczam jej do długich cyklów. 

Z tego, co wiem, autorka napisała również kolejną część, która opowiada historię pobocznego bohatera. Nie przeczytam jej, tak się składa, że ta postać kompletnie mnie nie obchodzi, nie przepadałam za nią, była bardzo drażniąca. Dodatkowo Alexandra Monir wymyśliła książkę, która nie istnieje i wątpię, żeby kiedykolwiek została wydana. Był to po prostu podręcznik, którego całkiem sporo fragmentów poznajemy na kartach "Władców Czasu". Mam nadzieję, że autorka nie wpadnie na pomysł opublikowania jego całości (chociaż na Good Reads jest już okładka i opis), ponieważ bardzo ciężko mi się to czytało i żeby cokolwiek z tego zrozumieć, byłam zmuszona czytać każdy z fragmentów kilkakrotnie, a przecież nie o to chodzi w książkach, które mają nas zrelaksować. Mam rację? 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bardzo dziękuję za tak wiele miłych słów, które mi piszecie! Nawet nie wiecie, ile to dla mnie znaczy ♥